środa, 24 września 2008

ja vs indyjskie callcenter

witamy ponownie z kalkuty.
z pewnoscia za chwile na blogu pojawi sie ktos, by opisac nasze ostatnie poczynania i najblizsze plany, dlatego ja skupie sie na historii, ktora czesc z nas juz wzmiankowala w swoich postach, a ktorej - nie chwalac sie - jestem jakoby protagonistka :o)
uczestnicy dramatu:
bezposredni:
ja
budka telefoniczna na terminalu krajowym lotniska w kalkucie
pani(e) z infolinii firmy cleartrip - przez ktora kupilismy bilety na andamany
posredni:
goska, ktora wspierala nas jezykowo i mentalnie
hercz, mlody i krzysztof - zywotnie zainteresowani wynikiem dyskusji z infolinia
czas trwania:
17.00-20.00
geneza problemu:
mielismy kupione bilety na andamany na 21.09 powrot 25.09. poniewaz nieco przerazaja nas podroze tutejsza koleja, a poza tym rozleniwilismy sie troszke :o) postanowilismy pozwolic sobie na odrobine luksusu i kupic sobie bilety lotnicze na trasie kalkuta-mombay, zeby uniknac kitrania sie w pociagu przez 36h. bilety takowe kupilismy na 25.09 na samo poludnie, bo do tego czasu mielismy juz spokojnie byc w kalkucie po powrocie z andamanow.
fabula:
a bylo to moi drodzy tak: linie lotnicze, ktorych bilety kupilismy na andamany poprzez portal cleartrip (wazna info, prosze zapamietac) nazywaly sie deccan i ... juz nie istnieja, bo polaczyly sie z liniami kingfisher, ktore sa tutejszym potentatem lotniczym. sprawdzajac przed kupnem biletow kalkuta-mombay, czy wszystko gra nie moglismy na stronie kingfishera znalezc swojego lotu, ale zrzucilismy to na karb fuzji i ogolnego balaganu, do ktorego zdazylismy sie juz tu przyzwyczaic. jednakze przyjechawszy 19.09 (czyli na dwa dni przed planowanym wylotem) do kalkuty postanowilismy w biurze kingfishera zapytac o ten lot. i tu zaczynaja sie schody.
okazalo sie, ze lot zostal przesuniety na pozniejsza godzine, tak ze nasz powrot 25 bylby o 13.30 podczas gdy samolot do mombay'u startuje 12.10. mam nadzieje, ze zaczynacie czuc problem. ze linie sa tanie, to i klocic sie za bardzo nie mamy szans, bo zmieniac to oni sobie moga dowolnie i zawsze. ale... tu zatlila sie nasza nadzieja... powinni nas byli o tym poinformowac. kazdy z nas, kupujac bilet podal im telefon i maila, ale nikt nie dostal zadnej ingo o zmianach godzin. zaczynamy sie wiec klocic z panem w biurze kingfishera, ale on na to, ze on nie ma na to wplywu i kropka. poszlismy wiec do innego biura, a oni nam na to, ze nie ma rady, trzeba na lotnisko, do punktu obslugi kinfisha. wkitralim sie wiec w 6 (slownie:szesc) osob do jednej taksowki i dawaj na lotnisko. wyczailismy punkt kf i dalejze nadawac, ze my chcemy przebukowac ten lot z 25. goska pieknym british english uderza do pani i tlumaczy, a pani na to, ze przeciez nie ma problemu, ze przeciez wracamy 24, wiec na lot 25 spokojnie zdazymy. i tu okazuje sie rzecz pierwsza, ze goska z frankiem kupili sobie bilety 21-24.09 a nie jak my 21-25.09 tak wiec malgorzata i franczesko wypadaja z gry, na placu boju zostaje nasza czworka. tlumaczymy wiec pani my, ze nie dostalismy zadnego info, mimo ze mieli maile, mimo ze mieli telefony... pani nam na to, ze oni od cleartripa nie dostali zandych namiarow na nas, tak wiec nie mogli nas poinformowac, ale powinien to zrobic cleartrip, bo oni ich informowali. wiec albo przebukowujemy bilety po 750 rupii za kazdy bilet (czyli po 1500 na lebka, bo w dwie strony) albo trzeba pertraktowac z cleartripem.
znalezlim wiec Bogu ducha winna budke telefoniczna, i dzwonimy do clear tripa. na poczatku goska, ale nie miala ci ona ducha walki, bo sprawa jak wiemy nie dotyczyla juz jej bezposrednio, wiec potem padlo na mnie.
nie bede was raczyc opisem 2.5h gadania z indyjska infolinia na hucznym lotnisku, bo rozmowa ograniczala sie do mojego powtarzania na setki roznych sposobow (nie wiedzialam, ze znam tyle synonimow po angielsku) ze skoto oni nas nie poinformowali, i nie przekazali kf naszych danych kontaktowych, to my chcemy, zeby oni nam za przebukowanie tych biletow zaplacili.
oczywiscie na poczatku nie moglo byc tym mowy.
godzine pozniej pani zaproponowala, ze mozemy zwrocic te bilety, ktore juz mamy (clear trip w laskawosci swojej odda nam kase) i... kupic nowe, za 10 000 rupii wiecej (przypominam, ze przebukowanie na wlasna reke kosztowaloby nas max 6 000). pani z infolinii byla oczywiscie zachwycona swoja propozycja. my jakos nie bardzo.
godzine pozniej pani byla juz po rozmowie z przedstawicielem kingfishera i okazalo sie, ze jednak da sie przebukowac te bilety na ich koszt - myslalam, ze z radosci ucaluje sluchawke.
jeszcze tylko pol godziny gadania z kingfisherem, i nastepnego dnia mozemy spokojnie ruszac. ufff...
moral(y):
moj poziom asertywnosci: +100
jestem debesciakiem callcenter, chyba poprosze w pracy o podwyzke
mozecie do mnie mowic queenfisher :o)
z kalkuty udalo mi sie przed wylotem na andamany zwiedzic jedynie budke telefoniczna na lotnisku

zmeczylam sie zamym opowidaniem tej historii, wiec koncze juz. jutro ruszamy do mombay'u jak juz pisalam, wiec odezwiemy sie po wyladowaniu.
caluje
w.
ps. mlody prosi w sprawie ksiazek do biblioteki - to do tych, co to wiedza, ze to do nich :o)

1 komentarz:

olagruse pisze...

Witamy....tu Piła się łączy.... śledzomy was pilnie każdego dnia....ale jakoś nie możemy wyśledzić Herczusiów:))) Czy Wy oby napewno tam jesteście??:))) Wiktoria nie może usiedzieć na miejscu ogladając te wszystkie zdjęcia, na nastepna wycieczke jedzie z Wami:))A my zamiast palm mamy lasek sosnowy pełen grzybków.