środa, 17 września 2008

to ja cos od siebie dopisze...

Darjeeling jest niesamowite...chlod, gory widoczne dookola, nie ma wyciagnietych rak i jeczocych "one rupie", bez krow na ulicach i ich gigantycznych kup, bezupalu, bez odwodnienia....no i Herbata...po prostu bosko, troche jak Krynica , tylko bez wszechobecnych mnichow buddyjskich.
Jeszcze troche retrospektywnie. Swiete krowy - wspanial sprawa, ale gdyby tez ich kupy nie byly takie swiete i nie lezaly wszedziena ulicahc. Psy, koty, kozy - tez sa swiete (w koncu to moze wcielenie po reinkarnacji jakiegos przodka) i masa ich na ulicy (no moze kotow naujmniej, bo na razie 4 widzialem) ale psow, koz, row - jak mrowkow. Jedny, slowem czowiek z moim wyksztalceniem mialby tu naprawde wiele do roboty. Niestety, najprawdopodobniej charytatywnie, bo przeciez niesienie pomocy swietym zwierzetom to zaszczyt.

Tyle tymczasem, choc mam nadzieje ze to co inni uczestnicy wyprawy pisza doskonale odzwierciedla nasze w miare codzienne zycie...


i dziekuje serdecznie za zyczenia...actually :D:D:D

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Franek, a może Tobie tylko się wydaje, że dojechałeś do Indii Wschodnich, a tak na prawdę jesteś w Ameryce?
Podrzuciłeś mi świetną myśl na reklamę. Załóż sobie gabinet "Franciszek Paśko lekwet specjalność św. zwierzęta"
Albo nawet "Św. Franciszek".
Zdjęcia fajne, ale ja mam u siebie prawie to samo.
I jeszcze jedno - jak Cię boli brzuch, leje się z Ciebie cuchnące błoto - to to jeszcze nie jest sraczka - u mnie to poranna kupka. Nie będę Ci nawet opowiadał jak wygląda sraczka.
Mały Starszy Brat.

Elwolando pisze...

Moze poprostu sie psujesz od srodka?