wtorek, 23 września 2008

Nie omijamy Kalkuty - trzeba nadrobic informacje

Po przyjezdzie z Darjeelingu do Kalkuty buchnelo na nas gorace powietrze. WIelkie miasto, ktore wydawalo nam sie na poczatku obrzydliwe, lepkie, i w dodatku bez charakteru, malo "indyjskie".
Ze wzgledu na perypetie z biletami lotniczymi czesc naszej ekipy wycieczkowej poleciala do Raju na Ziemi, czyli na Andamany dzien wczesniej - 20.08.09 - a nasza dzielna trojka Drombo - Ja, Franek i Agnieszka zostalismy dzien dluzej zwiedzajac zakatki metropolii.
Okazalo sie ze nic nie jest takie zle jak sie wydaje na poczatku - tzn. gdy wysiadasz po 18 godzinach z autobusu (a drogi indyjskie sa w tyle za polskimi I ukrainskimi!!!)
Odkrylismy w naszej wyprawie po Kalkucie zarowno ghaty - czyli miejsca nad swieta rzeka gdzie ludzie kapia sie rytualnie, jak i calkiem zwyczajnie myja garnki. Znalezlismy najwiekszy dworzec autobusowy na swiecie (ze 100 ich bylo na raz). Z jednej strony miasto pelne jest zoltych a la nowojorskich taksowek (z lat 50 i 60), eleanckich restauracji, modnych klubow i drink barow, z drugiej noca przebiegaly nam kozy przez ulice, ludzie dalej spia na chodnikach i myja sie w pompie.
Kontrasty ogromne, ale ciekawe. Kalkuta z bliska zupelnie nie przypomina tej o ktorej slyszalam i wyobrazalam sobie. Nie jest to umieralnia, pelna brudu i tredowatych, ale calkiem nowoczesne miasto, jedynie z posmakiem indyjskim.
Na ten przyklad w srodku miasta, niedaleko pomnika Indiry Gandhi i ogromnego Memorialu na czesc krolowej Wiktorii znalezlismy parczek, pelen fontann i marmurowych laweczek dla zakochanych. Co wiecej trafilismy tam na niezwykle przedstawienie fontannowe ze swiatlem i dzwiekiem w roli glownej. Fontanna w fantazyjny sposob formowala strumienie w okregi, gwiazdy, plomienie; odpowiednio podswietlone i tanczace w dzwiek milych indyjskich rytmow. Taki smaczek podroznikow, o ktorym na pewno nie zapomnimy.

W naszej wedrowce po Kalkucie trafilismy tez na wielki targ, kolorowy i pelny hurtowych ilosci czosnkow, ziemniakow i tykw. Wszystko fantazyjnie ulozone na matach, prosto na ziemi. Ci ludzie musza chyba wstawac o swicie, by wszystko z precyzja poukladac i skomponowac pomidory z salatami, baklazanami i Bog wie czym jeszcze (nie rozpoznajemy 60 % warzyw tutaj!!!). Posrod warzyw sprzedawano tez ryby, lezaly na wielkich matach wprost na ziemi, lub w gigantycznych talerzach. Zupelnie zywe. Jedna nawet na anszych oczach wyskoczyla z naczynia i probowala niespiesznie, aczkolwiek jednsotajnie, wypelznac z maty. Na srodku krolestwa ryb siedzi sprzedawca na czyms w rodzaju stoleczka z gigantycznym ostrzem . Na tym ostrzu tnie ryby na kawalki, tak by wszystko bylo swieze i przy kupujacym!
Niestety czas ucieka, a Wam i tak juz nie chce sie czytac. Reszta szczegolow dot. Kalkuty po powrocie do Naszej Ukochanej Ojczyzny.
Calusy

P.S. Agnieszka twierdzi ze sie pod tym podpisuje






Brak komentarzy: