mniej wiecej juz wiecie jaki byl gry plan przez ostatnie 24h, wiec ja tylko kilka smaczkow dodam.
taj mahal - wyprawa tutaj to chyba jakis ich odpowiednik romantycznego weekendu we dwoje, bo nawet riksze maja tu wyszyte na tapicerkach rozowe serca i wyciete w tymze ksztalcie gustowne okienka w dachu.
podrozowanie riksza - my przy naszych najszczerszych checiach jestesmy z stanie zmiescic sie do rikszy max we 4 (z bagazem i to bywa trudne, jesli czesc plecakow nie jedzie na dachu). natomiast hindusi za kazdym razem chca usilnie wkitrac do jednej malutkiej motorikszuni cala nasza siodemke - nie zapominajac oczywiscie o bagazu. przez kilka dni patrzylismy na nich bez zrozumienia dopoki nie okazalo sie, ze oni tak na prawde podrozuja. miesci sie ich do takiej rikszy i 8, nie mamy pojecia jak to robia,chyba sa skladani.
podroz do varanasi - nie byla latwa.nie mielismy pocagu bezposrednio z agry tylko z oddalonej o jakies 20 km tundli. tak jak pisal mlody - droga byla momentami jak dobrze zapowiadajacy sie indyjski off road :o) na dworcu w tundli nie oklamujmy sie, bylo nieco brudnawo, robaczywie i z dodatkiem szczurow. ale nikt z nas nie uciekl z krzykiem. pomijajac dwie przerwy w dostawie pradu w trakcie 1.5h jakie tam spedzilismy i pol godzinne opoznienie pociagu - bylo calkiem ok.
varanasi - dotarlismy tu ledwo zywi - ruszylismy w droge z delhi 24h temu, zapomnijcie o prysznicu, cywilizowanym (czyt. nienarciarz) kibelku i innych tego typu wygodach. powital nas baaardzo przyjemny hotel, w ktorym ja i hercz tym razem dostalismy normalny kibelek :o)
mamy piekny widok na rzeke, i zamierzamy w koncu troche odpoczac - te dwa pierwsze dni byly makabrycznie intensywne.
generalnie trudno jest tu zebrac mysli, duzo sie dzieje, nie sposob wszystkiego opowiedziec. mama - sukienka od ciebie ratuje mi zycie -dziekuje! tak na prawde polowy z tego co zapakowalismy do ubrania moglismy spokojnie ze soba nie brac.
bardzo nam sie tu przygadaja. robia nam zdjecia z ukrycia, albo i nie.pokazuja palcami. za kazdym raze jak gdzies sie zatrzymamy na dluzej, odpoczywajac czy czekajac na cos zaraz zbiega sie tlum. jasne, po czesci po to, zeby nam cos sprzedac,ale sa tez tacy typowi gapie,ktorzy potrafia stac kolo nas 20 minut tylko sie przygladaja, wcale nie z ukradka. trudno sie do tego przyzwyczaic.
koncze, pozdrawiam, caluje
w.
ps. w varanasi zostajemy na najblizsze dwie noce, czyli do 13. pa
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
Własnie z mama czytamy wasze relacje z ekscytujacej podrozy:)) Zyczymy dalej tak udanym dni, i bedziemy sledzic Wasze poczynania. A nie przerazaja Was te jaszczurki na scianach??:))) buziaki dla wszystkich.
witam
pozdrawiam serdecznie i czekam na pierwsze zdjęcia... maila znacie :)
Pozdrowienia.
Ucałujcie Krzysztofa. wciąz wspominam naszą wspólną kolację we włoskiej restauracji w Hiszpanii :o)))))))))))
Konrad
Jak czytam te Wasze przygody, to się czuję stary i zramolały. Wy się bujacie po Indiach, a my jeździmy na wakacje do sanatorium :)). A Hercze przez tę Waszą eskapadę przegapią nasz ślub...
Prześlij komentarz